13 marca - nie bez powodu wybrałam dzisiejszy dzień na mój wpis w ramach klubowego projeketu wiosennego w
Klubie Polek.
Dzisiaj mijają dokładnie 4 lata, odkąd przeniosłam się z Cieszyna do Galway. Do Galway, o którym teraz mówię mój dom. Bo przecież dom jest tam, gdzie bliscy. I mimo tego, że tęsknię za Rodzicami, za Siostrą, za znajomymi, to tu w Irlandii jestem ze swoją rodziną, tworzymy zgraną paczkę - ja i moi trzej Panowie.
13 marca 2013 roku - dzień nerwowy- pełen ekscytacji na nowe i smutku, bo leciałam tylko z młodszym synem. Dwie torby po 28 kg, małe plecaczki i my. Było ogromnie ciężko. I nie obyło się bez przygód.
Poranek wypełniony łzami i taka informacja w wiadomościach:
Samolot czeskiej linii lotniczej Travel Service zablokował lotnisko w
Katowicach-Pyrzowicach. We wtorek wieczorem maszyna miała kłopoty z
lądowaniem. Samolot nie zdołał wyhamować na pasie startowym i zatrzymał
się na trawniku tuż za nim. W czasie lądowania panowały bardzo
niekorzystne warunki atmosferyczne.
Samolot Boeing 737 przyleciał do Pyrzowic z Szarm el-Szejk w Egipcie. Na pokładzie było 179 pasażerów i sześciu członków załogi.
W wypadku nikt nie ucierpiał, także samolot najprawdopodobniej nie
doznał uszkodzeń. Jednak incydent spowodował paraliż lotniska. Od wtorku
jest ono zamknięte i pozostanie tak przynajmniej do 16.00 w środę.
Obecnie trwa usuwanie samolotu z płyty lotniska.
Telefon na lotnisko, panika, co dalej? Kazali nam przyjechać do Katowic. Awaria miała zostać usunięta do czasu odlotu samolotu. Przyjechaliśmy, nadałam nasze główne bagaże i chwilę potem usłyszeliśmy, że przewożą nas autobusem do Krakowa, skąd wystartuje nasz samolot do Cork.
Wiedziałam już, że podróż przedłuży się o dobre kilka godzin, co mnie przerażało, bo leciałam z nieustannie pytającym pięciolatkiem.
Gdyby nie pomoc chłopaka poznanego na lotnisku, nie dałabym sobie rady z bagażami, ponieważ musiałam je odebrać i wsiąść z nimi do autobusu. Mając zajęte obie ręce przez bagaż, trudno jeszcze pilnować dziecka. Jakoś w końcu się udało wsiąść do autobusu i zaczęła się nasza podróż.
Więcej niespodzianek na szczęście nas nie spotkało. Zamiast ok. godz 22, wylądowaliśmy na irlandzkiej ziemi ok. 1 w nocy. Podróż z lotniska zajęła nam ok 2,5 godz i w rezultacie ciemną nocą stanęłam na progu mieszkania, które do tej pory widziałam jedynie przez kamerkę w komputerze. Nasz pierwszy wspólny apartament w Galway... Byłam szczęśliwa i zmęczona. Przyłożyłam głowę do poduszki i wtulona w jego ramiona zasnęłam.
Tak naprawdę dopiero rano obejrzałam nasze małe mieszkanki i pojechaliśmy do miasta.
Mateusz, ku mojemu zaskoczeniu bardzo łatwo odnalazł się w nowej sytuacji, nie przeraziła go nawet wizją, że za dwa dni idzie do szkoły - on, mój mały przedszkolaczek, na poważnie- do szkoły!
A kolejne marcowe dni skracały czas rozłąki z Igorem, który przyleciał w lipcu.
marzec 2014:
marzec 2015:
marzec 2016:
Patrząc z perspektywy czasu- nie żałuję mojej decyzji.
Lubię to moje miasto, kocham Irlandię, nieustannie zachwycam się tym co tu i teraz.
Nawet się nie spostrzegłam, że to już cztery lata. Jest mi dobrze w tym
miejscu. Cieszę się, że tu jestem. Dałam dzieciom i sobie szansę na nowe
życie.
Jeśli macie ochotę poczytać wspomnienia innych Polek z ich pierwszych dni na obczyźnie to zapraszam tutaj
PROJEKT WIOSENNY – PIERWSZY DZIEŃ W MOIM NOWYM KRAJU